Generator Rex Wiki
Generator Rex Wiki

Fabuła[]

Minęło 6 lat od tajemniczego wybuchu, który na zawsze odmienił losy świata. Mimo wnikliwych badań, do tej pory największym umysłom tego globu nie udało się znaleźć sposobu na trwałe zlikwidowanie skutków tamtego wydarzenia. Dalszych mutacji nie ma końca, a zniszczenia stale rosną. Jedyną nadzieją jest wojskowa organizacja Providence, wykorzystująca swoją armię do walki z wrogimi mutantami zwanymi EVO. Ze względu na fundusze międzynarodowe, ma dostęp do najnowszych wynalazków i broni.
Została uruchomiona i jest finansowana przez grupę bogatych, wpływowych osób z dziedziny finansów międzynarodowych i biznesu. Podstawowym celem organizacji jest wyleczenie, schwytanie lub zabicie stworzeń, po dziś dzień stanowiących poważne zagrożenie dla ludzi. Wysiedlanie obywateli z zamieszkanych przez nich terenów nie ma sensu, ponieważ nikt nie potrafi przewidzieć, kto w następnej kolejności zmutuje. Mikro-maszynki zwane Nanitami rozprzestrzeniły się na globalną skalę, a ich usunięcie jest całkowicie niemożliwe i zwykle skutkuje śmiercią nosiciela.
Liderem Providence jest Biały Rycerz - jedyny człowiek nie posiadający Nanitów. Działania Providence są najczęściej tajne. Mimo olbrzymiego zagrożenia, jakiego można się spodziewać na stanowisku agenta tejże organizacji, chętnych nie brakuje. Aspirant przechodzi specjalne szkolenie, mające dostarczyć mu wiedzy i umiejętności potrzebnych do wykonywania zawodu. Pomimo, iż początki kształcenia nie są lekkie, kandydaci zaczynają edukację w Akademii od 15 lub 16 roku życia. Wynika to z chęci pretendenta, a nie wymagań niezbędnych do rozpoczęcia nauki...

Budzik zadzwonił, by oznajmić, że nadeszła godzina szósta czasu lokalnego. Zbudzona przez niego kobieta rozprostowała kości, a następnie niechętnie wstała z łóżka. Zorientowała się, że po raz kolejny zapomniała wyłączyć telewizor. Aby nie tracić czasu na szukanie pilota, wyłączyła urządzenie ręcznie. Podeszła do krzesła, po czym przerzuciła przez lewe ramię przyszykowany przez siebie ubiór oraz dwa ręczniki, a prawą ręką chwyciła kosmetyczkę. Wyszła z pokoju, zamykając uprzednio drzwi. Korytarz świecił pustkami o tej porze, co nie oznaczało, że to w najbliższym czasie nie ulegnie zmianie. Providence nigdy nie zasypiało, a kiedy trafiła tam po raz pierwszy, musiało upłynąć sporo czasu, zanim przywykła do specyficznego miejsca. Nie przepadała za pracą, zmuszającą ją do wielu wyrzeczeń, ale dla rodziny była w stanie zrobić wszystko. Jednak stanowisko asystentki przemądrzałego szowinisty nie dostarczało satysfakcji, a poczucie bezradności i pustki stale rosło. Nienawidziła doktora Fella z całego serca, jednakże nie mogła powiedzieć mu tego prosto w oczy. Musiała wytrwać dla młodszej siostry, która zmutowała.
Miała w sobie ogromne pokłady nadziei, lecz czas i kolejne niepowodzenia znacznie osłabiły jej ducha. Każda następna doba trwała o wiele za długo. Spędzała je, pracując do późna w pocie czoła. Dopiero po roku jej egzystencja nabrała barw. Do dnia dzisiejszego nie mogła uwierzyć w to, iż poznała Szóstego dopiero po tak długim okresie, nie wiedząc wcześniej o jego istnieniu. Mężczyzna stale wyjeżdżał w przeróżne zakątki świata, polując na coś co miała zbadać w najbliższym czasie. Pewnego razu przywiózł kogoś kto zmienił życie ich wszystkich. Modliła się o taki cud, jednocześnie wątpiąc w jego spełnienie.
Rex stał się częścią społeczności czy tego chciał, czy nie. Został żywą szczepionką. Bronią wymierzoną przeciw nowej rasie do której należał. Przez pięć lat szkolono go do tego celu. Trzymano pod kluczem jak zwierze i nie pozwalano wyjść poza mury placówki.
Jednakże Rex nie należał do osób, przestrzegających zasad. Wymykał się, gdy tylko miał ku temu okazję. Rebecca rozumiała chłopaka, Szósty niekoniecznie. Lubiła mężczyznę mimo, iż nie zawsze podzielała jego przekonań. W kwestii towarzyskiej kobieta miała spore zaległości i brakowało jej czasu na zawieranie nowych znajomości, a z agentem widywała się często czy tego chciała, czy nie. Czasami zastanawiała się, czy mogliby być dla siebie kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi, lecz za każdym razem wypierała z głowy tę możliwość. On na pewno nie myślał o niej w ten sposób, jeśli w ogóle miał jakiekolwiek uczucia. Blada twarz azjaty prawie nigdy nie zmieniała wyrazu. Zachowaniem bardziej przypominał robota, niż człowieka. Gdy nadeszły dla niej gorsze dni, stał się nie do zniesienia. Nie okazał ani trochę współczucia. Zupełnie jakby litość stanowiła dla niego obce słowo. W kontaktach międzyludzkich czasami przesadzał. Ukryła się przed nim, by zaznać choć odrobinę spokoju. Na razie nie spotkała przyjaciela na swojej drodze, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że nie będzie wiecznie tolerować jej nieobecności w pracy. Wiedziała, że powinna wrócić, stłumić swoje emocje, zapominając o tym, co sprawia ból, lecz nie potrafiła odeprzeć niepokojących myśli. Mógł mówić co tylko chciał. Ona nie wróci, to wiedziała na pewno. Spakowała wcześniej walizkę, by utwierdzić się w tym przekonaniu. Tylko zrobi to, co miała zrobić i stamtąd zniknie. Raz na zawsze. Bez zbędnych tłumaczeń.
Wzięła gorący prysznic w możliwie jak najkrótszym czasie i przyodziała w cywilną odzież. Im dłużej tam tkwiła, tym coraz bardziej ogarniała ją panika. Wyszła z łazienki, nie spoglądając za siebie. Marsz dosyć szybko przerodził się w bieg. Nie zważała na zaskoczone spojrzenia agentów. Niewiele brakowało jej do osiągnięcia celu, gdy nagle usłyszała swoje imię i wtedy go zobaczyła. Mocno zdenerwowanego. Z pewnością się domyślił, co zamierzała zrobić. Rzuciła się do wejścia. On również. Zanim zdążyła zamknąć drzwi, przekroczył próg. Teraz naprawdę był wściekły.
– Dobrze wiesz, że ja tak dłużej nie mogę. – Zdobyła się na krótkie wyjaśnienie. Głos jej drżał. – Nie możesz mnie powstrzymać – dodała. Podeszła do stolika i chwyciła leżące tuż obok walizki. Pochwycił jej rękę, zanim zdążyła zrobić pierwszy krok.
– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo, z naciskiem na ostatnie słowo. Z jej ust wydobyło się głębokie westchnienie. Przymrużyła powieki.
– Najpierw mnie puść. Ręka zaczyna mnie boleć – odpowiedziała, nie patrząc na niego. Uścisk zelżał. Odłożyła walizki i niechętnie usiadła na łóżku. Uczynił to samo. Nastała głucha cisza. Mężczyzna postanowił ją przerwać.
– Zdajesz sobie sprawę, że to, co robisz, jest skrajnie nieodpowiedzialne. Twój świat się zawalił, ale to nie oznacza, że masz prawo niszczyć wszystko nad czym tak ciężko pracowaliśmy. – Zdawał się nie rozumieć podjętej przez nią decyzji, jednocześnie jej nie akceptując. – Nie tragizuj. Weź się w garść.
Te słowa bardziej ją zdenerwowały niż zabolały. Znowu to robił. Karcił ją jak małe dziecko, dające się za bardzo we znaki.
– Nie masz o tym zielonego pojęcia. Nie istnieje w twoim życiu osoba, którą kochałbyś przynajmniej w połowie tak bardzo, jak ja kochałam ją. Nie masz prawa...
– Mylisz się. Jest taka osoba... – Zanim powiedział coś więcej, kobieta mu to skutecznie uniemożliwiła. Nie chciała tego słuchać. Dopatrywała się w tym kłamstwa, wymyślonego tylko w jednym celu. Gdyby uległa, oznaczało by to jej porażkę, na co nie mogła pozwolić. Wybrała dość niedojrzały sposób, aby zamknąć mu usta. Za to zadziałał natychmiast.
Pocałowała go bez ostrzeżenia. Z pewnością nie przewidział tego ruchu, za to nie zrobił nic, by go przerwać. Cierpliwie czekał, kiedy się od niego odsunie.
Trwało to kilka sekund, zdających się trwać w nieskończoność. Miała wrażenie, że całuje skałę. Nawet nie drgnął, ale przynajmniej jej nie odepchnął. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej niezręcznie, dlatego czym prędzej zwiększyła dystans między nimi. Bardzo szybko pożałowała, tego co zrobiła. Zanim fala wstydu oblała doszczętnie ciało brunetki, zdobyła się na ostatnie ostanie słowa, wypowiadając je z trudem.
– Wybacz mi. Nie mogę inaczej...
Zabrała swoje rzeczy, po czym pośpiesznie opuściła pomieszczenie.