Generator Rex Wiki
Generator Rex Wiki

Fabuła[]

Nikt - a już z pewnością nie doktor Vera Gorski - nie powiedziała Mariszy wprost, iż terapia, którą wałkują nieprzerwanie od roku nigdy nie odniesie pożądanych skutków, ale z czasem pacjentka to zrozumiała i informowanie jej o tym przestało być konieczne. Jedna wizyta nie różniła się zbytnio od drugiej. Jedynie przeżycia mogły ulec niespodziewanej zmianie. Nie zawsze widziała to samo, co martwiło ją oraz kazało szukać odpowiedzi, lecz jak na złość pozostały ukryte głęboko w podświadomości.
Leżała na tapczanie ustawionym na środku zacienionego gabinetu. W przeciwieństwie do innych pokoi, brakowało w nim chociażby skrawka bieli. Za biurkiem kobiety znajdował się regał, zakrywający całą powierzchnie ciemnozielonej ściany. Stosy książek zawalały półki, dotyczące tego samego - umysłu. Swoje wizje, chaotyczne myśli pacjenci zapisywali lub przedstawiali w formie rysunku na mocno zniszczonych drewnianych biurkach.
Marisza nigdy nie zwracała szczególnej uwagi na wygląd pomieszczenia. Kiedy zamykała oczy, takie rzeczy przestawały istnieć i stawały się nieistotne.
Spacerowała zatłoczoną ulicą rodzimego miasta. Znajomi ludzie, z jakimi witała się co dnia, zmierzali w różnych kierunkach. Nagle kolor zaczął znikać, zaś wszyscy zostali pokryci purpurą, sunącą po ich ludzkich powłokach. Tyle straconych żyć... Nie mogła w to uwierzyć. Przetarła oczy, licząc, iż to tylko zwidy wywołane silnymi przeżyciami, ale szkarłat tylko nabierał mocy. Ruszyła w stronę kamienicy, co chwilę wpadając na przechodniów. Momentami zapominała, dlaczego to robi, ale mimo to nie zwalniała kroku. Wbiegła do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie potrafiła określić, ile czasu zajęło jej dotarcie do celu. Słone łzy zalewały policzki, natomiast oddech stawał się coraz cięższy. Przetarła nieznośną wilgoć oraz zmusiła się do zmniejszenia dzielącej odległości. Przystanęła przy wejściu do kuchni, niepewna, czy aby chcę skonfrontować się z bolesną prawdą. Wzięła kilka głębokich oddechów, przymknęła lekko powieki, a następnie przekroczyła próg pomieszczenia. Uchyliła je, po czym spojrzała na matkę. Jakaś niewidzialna siła wysysała barwy z nieświadomej kobiety, zastępując je szkarłatem. Nieświadoma swojego losu, zmywała naczynia. Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Zaczęła drżeć, a serce zwiększyło swoje obroty. Fala zimna ogarnęła ciało nastolatki. Oczy zaczęły pulsować i łzawić. Tęskniła.
– No dalej Mariszo. To jest tylko sen – rzekła kobieta. Siedziała tuż obok, stale przyglądając się swojej podopiecznej. Wahadło wciąż przecinało powietrze.
– To nie jest sen, to... Wspomnienie – stwierdziła dziewczyna. Silne nerwy wywołały u niej fale mdłości. Pragnęła odgonić od siebie bolesne myśli. – Robi mi się niedobrze – przyznała. – Skup się. Czekaj... Odpływasz znowu. Nieważka... Zrelaksuj się. – zaleciła terapeutka spokojnym tonem. Ciemność stopniowo pochłaniała krwawy obraz. Postać matki zaczęła znikać. Brunetka przyglądała się całej scenie z kamiennym wyrazem twarzy.
Płomienie trawiły zabudowania. Histeryczne krzyki mieszały się ze stłumionym i płaskim dźwiękiem palonego drewna. Część osób dusiła się w środku, a reszta biegła przed siebie, tratując wszystko na swojej drodze. Gorące powietrze parzyło skórę. Osłabione konstrukcje zapadały się do środka, a żar wznosił się ku górze.
– Ogień! Jestem w piekle! – krzyknęła rozpaczliwie blondynka. Jej drobne blade ciało szpeciły niewielkie deformacje naskórka. Ledwo widoczne ślady ukrywała pod ubraniem. Co jakiś czas naciągała rękawy snieżno - białej koszuli, która pod wpływem prania straciła większość pozytywnych właściwości.
– Zapomnij o tamtym dniu! Porzuć to wspomnienie. Jest nieproduktywne. Idź... do szczęśliwego miejsca – stanowczo rozkazała kobieta. Zniecierpliwiona zakładała nogę na nogę. Zapisywała przebieg sesji na przeznaczonym do tego papierze. Wykonywała tę czynność dosyć sprawnie. – Wolałabym nie pani doktor. Moja kraina jest w strzępkach. Jest dla mnie martwa – odpowiedziała roztrzęsiona. Pragnęła przerwać sesję, by następnie ukryć swoją osobę w klitce, zwanej pokojem. Tak naprawdę nigdzie nie czuła się bezpiecznie, mimo to jednak mogła uwolnić się od trudnych do przyjęcia wspomnień.
– Twoje zachcianki nie mają znaczenia. – Zrezygnowana dwudziestodziewięciolatka poprawiła brązową spódniczkę – Teraz Mariszo, gdzie jesteś? – spytała. Upiła łyk zielonej herbaty w celu uspokojenia nerwów. Nie znosiła, gdy sprawy nieznośnie się przedłużały.Nie należała do osób cierpliwych.
– Jestem w sklepie ze słodyczami. Jest jakoś inaczej. Coś się jednak zmieniło – rzekła pacjentka. Powoli się wyciszała.
W sklepie "Candyland" nigdy nie brakowało słodkości. Wszelakie rodzaje słodyczy zapełniały półki, a kolory raziły w oczy. Niestety dzieci nie zawsze miały okazję do zanurzenia się w świecie cukierków. Pan Stachowicz, choć bardzo sympatyczny, nie dawał rabatów. Bez pieniędzy nie miały tam czego szukać.
Jedna scenka utknęła w pamięci dziewczynki. Mamusia pozwoliła jej wybrać jedną rzecz ze sklepowych półek. Jako, że miała już 9 lat i bardzo dobrze znała tabliczkę mnożenia, na zakupy poszła sama. Na tę okazję ubrała jasno różową sukienkę, sięgającą za kolano. Dół przyozdabiała biała koronka o kwiecistym wzorze. Strój uzupełniały baleriny w tym samym kolorze. Mama wręczyła córce banknot, następnie ucałowała w policzek. Dziewuszka opuściła dom w szampańskim nastroju. Kosmyki blond włosów powiewały na wietrze.
Gdy weszła do Candylandu mężczyzna powitał ją serdecznym uśmiechem.
– Zmiany są dobre. To pierwsze ogniwo w łańcuchu zapomnienia – oznajmiła spokojnie terapeutka. Miała nadzieję, iż dzisiejsza wizyta zakończy się powodzeniem. Jednak takiej pewności nigdy nie miała. Zbyt dobrze znała swój fach.
– Co się dzieje? Dobrze się pan czuje? Proszę pana? – nastolatka dopytywała spanikowana. Jej twarz przybrała dziwny wyraz.
Mężczyzna nerwowo chwycił się za brzuch, przeraźliwie przy tym charcząc. Jego ciało ogarnęły silne dreszcze, a czoło pokryły krople potu. Jakieś niewidzialne coś pozbawiało go sił. Rzucił w jej stronę ostatnie spojrzenie i pan Stachowicz przestał istnieć. – Coś jest nie tak? Co on tam robi? Czy coś jest nie tak? – wypytywała dziewczynę mocno zdenerwowana. Tego typu okoliczność nie została przez Verę uwzględniona. W końcu "szczęśliwe miejsce" zawsze działało. Ale jak widać wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. I w tym przypadku nie istniały wątpliwości.
Jego powłokę zastąpiła ciemna masa z zębiskami większymi niż u rekina. Czerwone ślepia wpatrywały się w dziewczynkę, która nie miała odwagi nawet drgnąć. Cokolwiek stało przed nią, nie było już człowiekiem i nie występowało wcześniej w naturze. Nikt za to nie brał pod uwagę, iż tego typu przypadek zmutował z powodu czegoś niewidzialnego gołym okiem.
– Och nie! Tylko nie to! – krzyknęła nastolatka. Przestała panować nad sobą, a jej ciało ogarnęły silne drgawki. Powtarzała słowo "nie" niczym zdarta płyta coraz to głośniej i głośniej...
Mała istota ludzka dygotała, niczym małe zwierzątko. Łzy mieszały się z wydzieliną z nosa. Nie mogła uciec. Po prostu nie mogła. Z cichą nadzieją czekała na pomoc, na cokolwiek, co może ją stamtąd bezpiecznie zabrać i odprowadzić. Gdy poczuła jak coś mokrego spływa po jej krótkich nóżkach, jedna rzecz nie ulegała wątpliwości. Popuściła że strachu. Zanim bestia skoczyła na swoją ofiarę, oślepiło ich światło...
– Zapomnij Mariszo. Zablokuj ten sen! Obudź się na dźwięk – nakazała terapeutka, po czym strzeliła głośno palcami. Wspomnienie momentalnie zniknęło przed wielkim finałem. W sumie to nawet lepiej.
– No proszę Mariszo. Teraz lepiej prawda? – spytała łagodnie, jednakże można było wyczuć nutę fałszu. Papier włożyła do teczki na której zapisane były dane osobowe pacjentki.
– Moja głowa omal nie eksplodowała – przyznała niezadowolona nastolatka. Przyłożyła zimne dłonie do spoconego czoła. Oczy zaczęły pulsować, czego szczerze nie znosiła.
– Tak, cóż... Cena zapomnienia jest wysoka. Musisz być cierpliwa – zapewniała kobieta. Podeszła do umywalki z kubkiem po herbacie, po czym zaczęła go myć.
– Chcę zapomnieć! – krzyknęła zirytowana, odpierając od siebie bezsensowne zapewnienia. – Któż chciałby być sam, uwięziony przez własne zniszczone wspomnienia? – zwróciła się z pytaniem w stronę rozmówczyni, oczekując szczerej odpowiedzi pozbawionej złudzeń. Zapadła krępująca cisza. Vera porzuciła wykonywaną przez siebie czynność. Niezwłocznie usiadła za biurkiem w kolorze ciemnego drewna i wyciągnęła czystą kartkę z szuflady.
– Przekaż to doktor Holiday. – Zapisała coś na kartce oraz wręczyła ją nastolatce. Nie odpowiedziała na pytanie, zupełnie jakby go nie usłyszała. – Możesz już iść – nakazała niewzruszona. Usiadła za biurkiem i zajęła się papierkową robotą. Kompletnie jakby nic szczególnego się nie wydarzyło.
– Do następnej wizyty – odpowiedziała bez przekonania. Zabrała kartkę i wsunęła do kieszeni mocno poprzecieranej sukienki z dżinsu. Wyszła z gabinetu z mieszanymi uczuciami, nie oglądając się za siebie. Po raz kolejny była zdana tylko i wyłącznie na siebie.